Długo szukałem w sieci informacji na temat możliwości własnoręcznego wykonania pływającej konstrukcji o parametrach i osiągach lepszych niż tratwa. Konstrukcji, która będzie w stanie zabrać na swój pokład chociaż 2 osoby wraz z wyposażeniem. Trafiłem na kanale YouTube na filmik prezentujący, jak Ray Mears buduje malutkie „pływadło”, wykorzystując elastyczne gałęzie i skórę bizona. Nie musiałem długo szukać ochotnika, który wybrałby się ze mną i zbudował takie cudeńko – nieco większe no i bez konieczności szukania bizona (lub choćby żubra) i namawiania go, by odstąpił nam swoją skórę. Tak powstała łódź, którą nazwaliśmy „Bóbr 1”.
Uczestnik tej zabawy – Dawid, dokładnie opisał cały proces konstruowania „Bobra” i zgodził się użyczyć mi treść swojego artykułu, który zamieszczam poniżej. Artykuł ten można znaleźć w różnych miejscach w internecie oraz w prasie. Dawid napisał go mając o jedno doświadczenie więcej niż ja w tym zakresie – półtora miesiąca po zbudowaniu przez nas Bobra 1, wybrał się z naszymi wspólnymi kolegami z Jednostki Strzeleckiej 4016 Olsztyn na kolejny wypad, którego gwoździem programu był Bóbr 2.
Zapraszam do lektury. Jakub Dorosz
PROJEKT BÓBR
Inspiracją stworzenia obiektu pływającego własnej roboty była chęć adaptacji pomysłów podpatrzonych w Internecie, autorstwa podobnych nam zapaleńców, którzy potrafią w alternatywny sposób spędzać czas na łonie natury. Wyznaczyliśmy kilka punktów, których mieliśmy się trzymać podczas wykonywania zadania:
- koszty – możliwie jak najniższe,
- naturalność – jak największy stopień wykorzystywania materiału przyjaznego środowisku,
- niezawodność – łódka ma przepłynąć wiele kilometrów,
- trudne warunki – zapalenie militarne i surwiwalowe członków JS4016, wymuszało przydatność tego projektu w sytuacjach ekstremalnych, zarówno przy budowie jak eksploatacji.
MATERIAŁY
Przede wszystkim trzeba było sobie odpowiedzieć na pytanie o to, z czego zrobimy naszą łódkę. Poszycie musiało być stosunkowo mocne i możliwie jak najtańsze, dlatego wybór padł na folię budowlaną, która złożona w warstwy dawała pewność, że przy uszkodzeniu jednej z nich istnieje kolejna, tak zwana „bezpieczna”, pozwalająca dobić do brzegu po awarii, oszczędzając sprzęt i nas samych przed zamoczeniem.
Stelaż. Tu pierwsze pomysły opierały się na konstrukcjach wymagających zakupienia gotowego materiału w sklepach budowlanych, co rodziło problemy logistyczne (materiały trzeba było jakoś przetransportować na miejsce), jak również znacznie zwiększało koszty. Wybór padł na naturalne gałęzie i kije, których wiele jest w lasach. Znacznym ułatwieniem realizacji naszego projektu była możliwość korzystania z prywatnego terenu leśnego nieopodal rzeki, skąd mogliśmy spokojnie czerpać budulec. Po późniejszej konsultacji z leśniczym na temat możliwości wycięcia kilkudziesięciu kijów leszczynowych okazało się, że nie jest to żaden problem, nawet na terenie Lasów Państwowych. Wymaga to oczywiście wcześniejszego odwiedzenia miejscowego leśniczego i ustalenia z nim warunków takiego korzystania z lasu. Leszczyna, ze względu na swoją giętkość, jak również wytrzymałość, spełniała idealnie rolę stelażu. Do łączenia poszczególnych elementów stosowany był sznurek jutowy, kupowany na kilogramy. Jego zaletą była dobra wytrzymałość przy kilku węzłach i oplotach, wygoda przy wiązaniu – sznurek sam się zaciska, a jego koszt pozwolił na solidne i częste węzły. Istotnym elementem budowy była srebrna taśma klejąca zbrojona i zwykła, brązowa, do paczek. Mocna taśma służyła również do późniejszych, ewentualnych napraw.
BUDOWA
Pierwszym krokiem jest wyznaczenie grubymi, mocnymi kołkami kształtu przyszłej łódki, jej długości i szerokości. Doświadczenie pokazało, że wystarczy 0,5-0,75 m długości na każdą osobę załogi wraz z zasobnikiem. W takich odległościach wbijamy pod kątem prostym w ziemię kołki tak, by wystawały ok. 0,5 m ponad nią. Na rufie i dziobie wbija się po 3 kołki – 1 skrajny i 2 pośrednie, zaokrąglające rogi do burt. Przy burtach wystarczą drągi wbite co 0,75-1 m.
Drugim krokiem jest instalacja burt, dziobu i rufy. Na każdy z trzech poziomów burt potrzebne są cztery kije leszczynowe o grubości przy pniu 2-3 cm oraz po jednym kijku na dziób i rufę. Długość leszczyn uzależniona jest długości łódki – należy pamiętać o tym, aby zagięta końcówka kija z jednej burty sięgała do burty z przeciwnej strony. W ten sposób tworzymy okręgi burtowe – jeden zaraz nad ziemią, drugi 10-15 cm nad ziemią, trzeci w zależności od tego jak wysoka ma być łódka – 30-40 cm nad ziemią (powyżej 50 cm burta będzie utrudniała wiosłowanie).
Wszystkie miejsca styczne kołków wbitych w ziemię i kijów tworzących okręgi burtowe należy związać ze sobą. Bardzo ważne jest staranne oczyszczenie leszczyny, lub innego drzewa, z gałęzi i pozbycie się wszelkich zadziorów oraz możliwie jak najlepsze dopasowanie do siebie końców podczas montażu.
Trzecim krokiem jest przymocowanie od wewnątrz 3 wzdłużników dennych, składających się z dwóch kijów leszczyny każdy. Kije wzdłużnika umiejscowione powinny być w taki sposób, że gruby koniec, odpowiednio zaokrąglony, bez ostrych krawędzi, dochodzi do okręgu położonego najbliżej ziemi, ale nie dotyka go. Natomiast giętka końcówka wychodzi z dziobu i rufy do góry. Jeden wzdłużnik umiejscowiony na środku, a pozostałe dwa w równych odległościach między najniższym okręgiem, a środkowym wzdłużnikiem. Punkty styczne, jak i wzdłużniki między sobą, wiążemy w co najmniej 2 miejscach.
Czwartym krokiem jest zamontowanie wręg przebiegających nad wzdłużnikami i nad najniższym okręgiem przy ziemi oraz, po zewnętrznej stronie, dwóch okręgów burtowych, znajdujących się wyżej. Jeśli grubość kijów będzie odpowiednio dobrana, zapewni to dobrą wytrzymałość i sztywność konstrukcji. Wręgi umiejscawiamy co ok. 0,5 m – w zależności od długości całej łódki będzie ich od kilku do kilkunastu. Wszystkie miejsca styczne wiążemy do wzdłużników i okręgów burtowych. Odcinamy wystające kawałki ponad burtę pamiętając, aby nie odciąć ich zbyt nisko.
Krok piąty to zainstalowanie mocnego sznurka/linki, uniemożliwiającego rozejście się całej konstrukcji na boki i odcięcie węzłów przytwierdzających stelaż do kołków wbitych w ziemię. Gotową konstrukcję przewracamy do góry nogami i sprawdzamy, czy nie odstają ostre krawędzie, zadziory, które trzeba usunąć. Następnie owijamy łączenia i końce grubszych leszczyn taśmą klejącą brązową.
Krok szósty to rozłożenie folii na poszycie, złożenie jej na warstwy. Pod zewnętrzną warstwę warto włożyć coś mocniejszego. Sprawdza się siatka zbrojeniowa z włókna szklanego do tynków. Jej koszt jest niewielki, a zabezpiecza kolejne warstwy przy nabiciu się na wystającą gałąź czy inne przeszkody.
Na tak przygotowaną folię kładziemy stelaż łódki. Następnie dopasowujemy odpowiedni kawałek folii do burty, naddatek zawijamy i zaklejamy mocną taśmą klejącą. Klejenie musi odbywać się na sucho – wilgoć czy deszcz osłabiają właściwości klejące taśmy. Można zaklejać taśmą między każdą wręgą, jednak nie jest to niezbędne.
Krok dodatkowy, wzmacniający konstrukcję, polega na naklejeniu pasków mocnej taśmy klejącej wzdłuż punktów najbardziej narażonych na przetarcie, czyli na przykład wzdłużników dennych.
Podsumowując, konstrukcja opiera się zatem na:
- trzech poziomych okręgach burtowych,
- trzech wzdłużnikach dennych,
- wręgach poprzecznych umieszczanych co pół metra.
Kształt łódki podyktowany był przede wszystkim stabilnością i komfortem, jaki uzyskaliśmy poprzez dość dużą powierzchnię pokładu. Okrągły kształt dziobu i rufy pozwolił wyeliminować ostre zakończenia łączeń gałęzi w tak newralgicznych punktach jak dziób, który w przypadku zahaczenia o dno jest najbardziej narażoną na uszkodzenia częścią konstrukcji. Kształt łódki nie należy do najbardziej hydrodynamicznych – główną siłą napędową jest nurt rzeki i wiosła załogi. Ma to znaczenie szczególnie na rozlewiskach i jeziorach, gdzie narażeni możemy być na brak nurtu i wiatry, które jak na złość nie pchają nas pomocnie w plecy, a zazwyczaj przeszkadzają znosząc z kursu. Jedną z właściwości leszczyny jest jej giętkość, należy jednak pamiętać o odpowiednim ściągnięciu konstrukcji. Polecam mocniejszy sznurek, który będzie trzymał burty w odpowiedniej odległości od siebie. Jednym z wniosków, jakie wynikły z użytkowania tego typu łodzi jest konstrukcja 3-osobowa, w której osoba znajdująca się na rufie ma możliwość sterowania i manewrowania. Wiosła dla załogi powinny być podobnej wielkości. Osoba siedząca na dziobie ma za zadanie obserwację dna, czy nie ma zagrażających gałęzi lub innych podwodnych przeszkód, które mogłyby uszkodzić łódkę. Zanurzenie nie jest duże, do 10-15 cm, w zależności od obciążenia, więc nad większością podwodnych przeszkód przepływa się bez kontaktu z nimi.
Konstrukcja wykorzystana była niejednokrotnie i za każdym razem zaskakiwała odpornością i wygodą. Na lądzie może spełniać rolę schronienia przed deszczem. Po zakończonym spływie wystarczy zdjąć folię, a cały stelaż zbudowany z naturalnych materiałów pozostawić, nie martwiąc się o zanieczyszczanie środowiska.
Jeśli masz uwagi, wykorzystałeś wskazówki przy budowie własnej jednostki lub masz pomysły jak ulepszyć łódkę, chętnie je poznamy i zastanowimy się nad ewolucją Bobra.
Opracował: dAVe
Jednostka Strzelecka 4016 Olsztyn
Na zakończenie, pozwolę sobie jeszcze nieco uzupełnić powyższy opis przygotowany przez mojego kolegę. Podczas budowy Bobra 1, zrobiliśmy „miękki pokład”. By uniknąć zbędnego obciążania wręgów, a tym bardziej aby nie stawać obutą stopą między wręgi i nie narażać poszycia łodzi na rozdarcie, przygotowaliśmy dla każdego członka załogi miękką poduszkę, na której można było zarówno stanąć podczas wsiadania do łodzi, jak i klęczeć na niej w trakcie spływu. Poduszką tego typu był po prostu foliowy worek na gruz, który napełniliśmy suchymi liśćmi, spłaszczyliśmy i zakleiliśmy taśmą. Koledzy ze „Strzelca” podczas budowy Bobra 2 przygotowali drewnianą podłogę, po której można było poruszać się bez żadnych ograniczeń. Takie rozwiązanie dodatkowo usztywniło całą konstrukcję.
Jakub Dorosz
UniversalSurvival.pl
Gratulacje pomyslu!
Na poczatku myslalam, ze uzyjecie skory bobra, ale cale szczescie do tego nie doszlo 😉
Historia z dobrym zakonczeniem. 🙂
Pozdrawiam
Witam 🙂 Przepraszam że odpisuję dopiero teraz. Skóra bobra mogłaby się okazać ciut za mała jak na naszą łajbę 😉 Musieliśmy się zatem zadowolić folią. Zapraszam do odwiedzania nas również na Facebooku i YouTube.
Fajny pomysł na łódkę „EKO”, ja kombinowałem inaczej – stelaż z teleskopowych wędzisk – da się złożyć do rozmiaru plecakowego, poszycie z gumy, bądź jakiejś nasączonej wodoodpornie tkaniny.
Witaj. To prawda, pomysł dość ekologiczny:) Grunt to po spływie zabrać poszycie. Istnieje metoda wykonywania pływadeł w oparciu o tak zwane „skin on frame”, które można wykonać poprzez obłożenie stelażu łodzi materiałem brezentopodobnym, a następnie jego parkokrotne pomalowanie farbą nierozpuszczalną. Jeżeli posiadasz jakies fotki swojej konstrukcji to z chęcią im się przyjrzymy 🙂 Pozdrawiam i zapraszam do naszych pozostałych wpisów oraz na profil Facebook.
Tratwy nic nie przebije 🙂 szczególnie w kryzysowych warunkach, chyba że mówimy o dłubance ;).
Na pewno dobrze wykonana tratwa o odpowiedniej wyporności może służyć do wygodnego pływania tysiące kilometrów, ale tutaj po prostu pokazaliśmy inną technikę. Może kiedyś uda nam się zrealizować również temat tratwy. Pozdrawiam 🙂