Wyleczenie odwodnienia i oczyszczenie 30 litrów wody, które trafiły do naszych plecaków, pozwoliło wykonać jeszcze jeden „skok” w pustynię. W odległości dnia marszu od okresowej rzeki, będącej naszą jedyną żywicielką w wodę, zorganizowaliśmy nową bazę.
Mając odpowiedni zapas czasu, sznurka oraz tarpów, przygotowaliśmy typowe pustynne schronienie. Z wielką ochotą testowaliśmy dzięki temu patent prezentowany we wszystkich podręcznikach survivalu – dwa fragmenty materiału, rozwieszone poziomo, jeden nad drugim. Podwójny dach to efekt podwójnego cienia, czyli minimalizowania promieniowania UV oraz promieniowania cieplnego od nagrzanego tarpa. Różnica względem pojedynczego dachu okazała się bardzo wyraźnie odczuwalna. Przy temperaturze powietrza na poziomie 35 stopni Celsjusza oraz całkowitym braku zachmurzenia, to na prawdę istotna kwestia.
Wieczorem w naszym obozie pojawił się skorpion. Po wyjściu spod alumaty i śpiwora, zatrzymał się w miejscu zaskoczony snopem światła padającym z mojej latarki. W takim momencie ciarki przechodzą po plecach, a człowiek zaczyna szczególnie doceniać rutynę trzepania i kontrolowania wszystkiego co leży na ziemi.