Początki połowu ryb metodami survivalowymi były bardzo obiecujące. Bez większego trudu zdobywaliśmy mięso, którym może nie koniecznie najadaliśmy się do syta, ale które odczuwalnie krzepiło przed marszem. Ostatnia ryba, którą złapaliśmy pasywną techniką sznura, a dokładnie jej pożarcie przez 5 chłopa, otworzyło przed nami wielodniowy rozdział głodu…

Ostatnia ryba – mocno zastanawiałem się nad zatytułowaniem tego wpisu oraz odcinka… Sedno sprawy sprowadza się jednak do szerszych przemyśleń. Wyprawa w konwencji marszowej jest szczególnie trudnym wyzwaniem w przypadku działań ze zminimalizowanym wyposażeniem oraz bez żywności. Dobę należy podzielić na etapy-okresy, których objętość (wyrażoną w roboczogodzinach) można modelować, przesuwając akcenty między poszczególnymi priorytetami, w zależności od rozwoju sytuacji. Naszym priorytetem był niezmiennie marsz i pokonywanie przestrzeni. Na ten cel musieliśmy poświęcać najwięcej godzin w ciągu dnia. Organizacja obozowiska, a przede wszystkim zbieranie opału na całonocne ogniska, również zajmowało wysoką lokatę na liście zadań. Nie posiadając śpiworów i karimat, kwestia termiki w trakcie nocy mogła decydować o zdrowiu, a może również o życiu. Survival to w tym przypadku troszkę jak dokonywanie wyboru między decyzją złą, a decyzją złą 🙂 Nie można jednak się rozwdoić i przyjmować do realizacji zbyt wielu zadań. Ostatnia ryba dowiodła nam tego, jak istotne jest zachowanie skupienia na priorytetach przetrwania, ale również na ich prawidłowym ustawianiu względem kolejności realizowanych prac.

2 thoughts on “Ostatnia ryba | Laponia odc 04

  1. Piotr Urban says:

    Witam Was serdecznie.
    Zwróciłem uwagę na filetowanie ryby tak ogromnym nożem:). Sam byłem kiedyś posiadaczem Rata 5, który próbowałem wykorzystać przy oprawianiu upolowanej zwierzyny. Nie jest to niestety zbyt wygodne, a próbowałem nawet patroszyć dzikie gołębie:). Do tego celu idealne są niewielkie noże rozmiarów np. nieśmiertelnej Mory, które i tak mają spory potencjał. Rozumiem wykorzystanie tak sporego noża w pracach obozowych, jednak przydałby się chociaż scyzoryk, który przecież nie zajmuje zbyt wiele miejsca i nie obciąża dodatkowo ekwipunku.

    Pozdrawiam.

    • Jakub Dorosz says:

      Cześć. Wszystko się zgadza i mam świadomość ograniczeń tak dużego i ciężkiego noża. Zwykle gdy działam w kraju, jeżeli decyduje się na 5-tkę, wówczas zawsze mam w kieszeni dodatkowy mniejszy nożyk, w większości przypadków składak. Tutaj jednak założenie było ściśle określone jako „posiadać tylko jedno ostre narzędzie”. Daje to fajne możliwości treningowe i umożliwia nabierania praktyki z urządzeniem z gatunku „one tool option”. Rybkę mogłem wyfiletować innym nożem pożyczonym od kolegów ale celowo chciałem się pobawić z moją „siekierką” 🙂 Jako inny przykład – w trakcie dwóch pierwszych wypraw na Syberię towarzyszył mi mój ulubiony Victorinox Trekker One Hand (recenzowany na naszym kanale). Jestem również szczęśliwym posiadaczem Mory 🙂 Gdybym zawsze starał się stosować właściwy nóż to właściwego zadania, zapewne można by założyć, że staram się zostać NÓŻ-Ekspertem 🙂 Ja natomiast chcę iść w stronę survivalu – to znaczy uczyć się działać albo ze sprzętem w jakimś stopniu przypadkowym, zaimprowizowanym (tak jak moje buty w Ałtaju), niededykowanym to określonej pracy (jak właśnie w tym przypadku) lub w ogóle bez sprzętu… Myślę że to ma właśnie dużą wartość survivalową. Mam nadzieję, że moje pokrętne opisy oddadzą sens naszej wyprawy oraz szerszego podejścia do sprzętu. Pozdrawiam i zapraszam do dalszego dzielenia się uwagami 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *