Kilka dni temu, okolica ponownie została pokryta warstwą śniegu, której grubość wynosiła 10 cm. Śnieg był ciężki i mokry, ze wzgledu na dzienne temperatury oscylujące w okolicach 0 stopni Celsjusza. W nocy można było odnotować spadek do około –5 stopni.

Postanowiłem przygotować jamę śnieżną (quinzee) i przenocować w niej, mając do dyspozycji zimowe ubranie oraz dodatkową, wełnianą warstwę „grzewczą”, którą zabrałem ze sobą w plecaku. Do mojej dyspozycji pozostawała także „cerata” Bundeswehr`y, dwa duże worki na śmieci, krótka karimata, pełniąca rolę siedziska, którą zawsze mam przytroczoną pod plecakiem. Z posiadanych narzędzi, towarzyszył mi Victorinox Trakker One Hand oraz łopata do śniegu, z krótką rączką. W plecaku znalazł się batonik czekoladowy, butelka z wodą, mały kubek, apteczka, oraz niezbędnik (pakiet z survivalowymi drobiazgami), w którym dodatkowo umieściłem przed wyjściem z domu świeczkę. Podobnie jak zapasowa wełna, także świeczka odegrała dość istotną rolę podczas tego wypadu… Posiadałem także marnej jakości aparat cyfrowy, z niestety nie do końca naładowaną baterią. Na miejsce „akcji” dotarłem na starych, drewnianych biegówkach, rodem ze szwedzkiej armii.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Na miejsce biwaku wybrałem zaciszną polankę. Odsprzętowiłem się, rozwieszając część rzeczy do podsuszenia i przystąpiłem do pracy. Budowa jamy sama w sobie nie trudną sztuką.

Po pierwsze usypujemy ze śniegu odpowiedniej wielkości okrągły kopiec. Po drugie drążymy w nim jamę, tworząc w ten sposób schronienie przypominające nieco igloo. Pamiętamy o zapewnieniu wentylacji, wygładzeniu ścian od środka oraz izolacji od podłoża.

Mój kopiec nie był usypany na idealnie okrągłej podstawie i przybrał nieco wydłużony, eliptyczny kształt o długości ponad 2 metrów i szerokości niecałych 2 metrów. Jego wierzchołek sięgał mi mniej więcej do pasa. Po stworzeniu kopca, obszedłem go dookoła, obserwując linie przeciwległych ścian. Początkowo chciałem uzyskać kształt taki jak ten przedstawiony na ryskunku poniżej kolorem niebieskim. Okazało się, że na niektórych odcinkach ściany były w połowie wysokości wklęsłe i ogólnie rzecz biorą asymetryczne (oznaczone na czerwono). Uzupełniłem braki by mieć pewność, że ściany w całym quinzee pozostaną tej samej grubości. Ostatecznie kopiec przypominał nieco stożek, a jego linia ścian oznaczona jest poniżej kolorem zielonym. Myślę, że należy dążyć do uzyskania mniej więcej takich właśnie kształtów.

f2_rysProfilŚcian

Minęła pierwsza godzina pracy. Poszło by dużo szybciej gdyby; a) śnieg zalegał w grubszej warstwie, b) udałoby się znaleźć gotową zaspę, c) ewentualnie dysponowałbym pełnowymiarową łopatą do śniegu (dłuższa rączka , szersza łycha). Przy 10 cm warstwie śniegu, by usypać kopiec o podanych wyżej wymiarach, musiąłem „oczyścić” ze śniegu krąg o średnicy około 7 metrów.

Po „wygładzeniu” i ubiciu ścian kopca, zebrałem 16 patyków długości nieco ponad 20 cm oraz jeden patyk kilka cm dłuższy. Ten ostatni został wetknięty w kopiec na jego środku, od góry. Pozostałymi naszpikowałem kopułę, przechodząc sukcesywnie coraz niżej na całym jej obwodzie. Dzięki temu uzyskałem znaczniki, które pomogły mi określić w trakcie późniejszego drażenia jamy, gdzie jest środek „pomieszczenia” oraz kiedy przerwać drążenie na danym kierunku, by nie przebić się na wylot i aby ściany miały wszędzie taką samą grubość.

Zanim przystąpiłem do drążenia, pozwoliłem całej konstrukcji spokojnie postać przez około godzinę. Czas ten wykorzystałem na dosuszanie ubrań, odpoczynek oraz gromadzenie gałązek na izolację podłoża.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Drążenie jamy w tak niewielkim kopcu było katorgą. Początki nie były trudne, jednak gdy należało dać do środka nura, operowanie łopatą, a tym bardziej usuwanie śniegu z wnętrza, było bardzo męczące. Przyjąłem założenie, aby czas dokończenia quinzee nie był od tego momentu dłuższy niż godzina. Pośpiech spowodował zaniedbania w zakresie podkładania folii pod nogi, w efekcie czego miałem przemoczone spodnie od pół uda w dół. Dobrym rozwiązaniem byłaby oczywiście warstwa „hard-shell” także na nogach, jednak działałem w tym, co podczas mojego wyjazdu poza Olsztyn było akurat dostępne. Leżąc w środku śnieżnej jamy, która posiada niewielki otwór wejściowy, ciężko jest usuwać urobek, szczególnie gdy pracuje się samotnie. Początkowo planowałem usuwać sięg na folii, jednak ostatecznie wolałem jej użyć do podkładania pod uda, w trakcie leżenia na boku, na niezaizolowanej jeszcze podłodze. Łopatę zastąpił 40 cm patyk, który poza odłupywaniem zbrylonego śniegu, pozwolił mi także oczyścić podłoże aż do gołej trawy. Usunięty ze środka śnieg posłużył do wykonania osłon po obu stronach wejścia. Założeniem było ograniczanie siły wiatru, który mógłby wdzierać się do schronienia.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Ważną czynnością było przebicie się przez sufit i wykonanie dodatkowego otworu wentylacyjnego. Bez niego, a dodatkowo z zasłoniętym wejściem, jama od razu wypełniała się parą. Należało też wygładzić od środka nierówności ścian i sufitu, by uniknąć późniejszego skapywana wody.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Na starannie oczyszczoną podłogę trafiła gruba warstwa suchych gałązek, które następnie przykryłem niemiecką „ceratą”. Powstała w ten sposób dobra izolacja podłoża i całkiem wygodne miejsce do odpoczynku. Spało się lepiej niż na karimacie.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Podsumowanie

Budowa jamy nie jest trudna. Należy się oczywiście najpierw manachać łopatką, a następnie nagimnastykować usuwając śnieg ze środka. Trudne jest to, by po zakończeniu prac nadal posiadać na sobie suche ubranie! Nie można lekceważyć ani kwestii przepocenia się, ani przemoczenia ubrań ze względu na kontakt ze śniegiem. Warunki w których działałem (temperatura w dzień około „zera”), sprzyjała dobremu zlepianiu się śniegu, jednak wymuszała dodatkowe zabiegi mające na celu dosuszenie ubrań. Popełniłem błąd w postaci niewystarczającej izolacji nóg od śniegu, w efekcie czego do następnego dnia dostwierały mi wilgotne spodnie. Uratowały mnie wełniane kalesony, które razem ze swetrem i dodatkowymi skarpetami, zachowałem suche w plecaku.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Jeżeli nie przeznaczamy dodatkowego czasu na to, by kopiec „związał” po jego usypaniu, a przed drążeniem, cała praca powinna zająć nam około 2 godzin. W schronieniu które wykonałem, mogłyby się zmieścić dwie osoby. Musiałyby spać przytulone, ale na pewno zmieściłyby się do środka. Na noc właz zastawiłem plecakiem. Ograniczałoby to oczywiście dostęp wiatru, jednak nie zaburzało całkiem wentylacyjne. Z czasem jednak musiałem go nieco odsunąć, gdyż było mi zbyt duszno – wnętrze jamy ogrzewałem i doświetlałem świeczką, która zużywała oczywiscie tlen. Umożliwiła mi jednak podgrzanie wody i bardzo podnosiła morale.

Obudziłem się po 4 rano. Oczywiście najzimniej było w uda, kolana i łydki. Nogi miałem dodatkowo okryte białym maskałatem. Stopy na szczeście pozostały prawie suche. Były na nich 2 pary wełnianych skarpet, pod nimi suche wkładki, wymienione przed snem i oczywiscie maksymalnie poluzowane buty. Po przebudzeniu, na rozgrzewkę wykonywałem ćwiczenia izometryczne (rzecz jasna wewnątrz schronienia) oraz raczyłem swoje kiszki bardzo słabym ale ciepłym, podgrzanym nad świeczką, naparem z igiełek… Jeszcze przed 6 rano zwinąłem swoje rzeczy, podpiąłem narty i rozpocząłem powrót do domu. Schronienie które wykonałem z pewnością pokazałoby swoją klasę w warunkach silnego wiatru. Niestety gdy byłem w terenie, pogoda była bezwietrzna. Dwa tygodniej wcześniej również podjąłem próbę wykonania jamy, jednak wówczas, przy –16 stopniach, świeży śnieg przypominał proszek i zupełnie nie chciał się lepić.

Po powrocie do cywilizacji okazało się, że po nocy spędzonej w śnieżnej jamie, znalazłem na swojej dłoni małego kleszcza wbitego w delikatną skórę między palcami. Trudno uwierzyć, a jednak…

Opracował:
Jakub F. Dorosz

2 thoughts on “Schronienie ze śniegu – QUINZEE

    • Jakub Dorosz says:

      Witam. Wszystko zależy od temperatury. Jeżeli będzie w okolicach zera i przy okazji padać będzie np deszcz ze śniegiem, pewnie mogłoby dojść do takiego zdarzenia. Istotna jest grubość ścian i zachowanie konstrukcji kopuły (optymalne rozłożenie sił). Wykonałem 3 takie jamy i najlepiej sprawdzały się te, które potem nieco zmroziło. Jednak wszystkie quinzee trzymały się przez wiele dni, mimo opadów, wiatru i nie zawsze mroźnych nocy. Pozdrawiam 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *